Warszawianka, z wykształcenia prawnik, z zamiłowania bajkopisarka i poetka. W wolnym czasie miłośniczka przyrody. Z pasją piszę dla dzieci rymowane wiersze edukacyjne, kołysanki i bajki z morałem. Bohaterowie rymowanek to barwnie opisane postacie, głównie zwierzęta, którym przypisuję cechy ludzkie. Zapraszam do świata fantazji.
Krecik z Kowalichy, o imieniu Kazik, do kopania domu kupił sobie łazik. Tunel narysował, wyjął też łopaty, chętnie się zabiera do budowy chaty.
W kilka dni przekopał długie korytarze. Na kwaterkę spojrzał: – No, o takiej marzę! Na pchli targ więc ruszył po meble do chaty, targiem zbijał ceny, bez zbędnej debaty.
Starego kredensu od pchełki zapragnął. Jednak nim przepłacił, krecik się ogarnął. Bo kredens kosztował aż cztery pięćdziesiąt, a Kazik miał tyle na calutki miesiąc:
– Za kredens dać mogę jedynie dwa złote. Nie zmuszaj mnie Pani bym zmienił robotę! Opuszcza więc pchełka na złotówek cztery. – Nie bądź Pani żyła – wali Kazik szczery.
– Kredens ma historię proszę Pana starą. Pchełka nie chce spuścić więcej żadną miarą. Musi krecik straszyć: – Pójdę do innego! Dokonam zakupu niechybnie lepszego!
Czy pchełka ma wybór? Głowi się i duma: – Jak dla Pana będzie trzy pięćdziesiąt suma. – Mogę dać trzy złote inaczej odchodzę. W dalszy targ już z Panią, raczej ja nie wchodzę.
Krecik symuluje, krok do przodu robi. Pchełka daje wiarę i kredens sposobi: – Dobrze, bierz Pan kredens, niech ci mebel służy. Krecik promienieje, teraz się nie burzy.
Targ dobiega końca. Cudu dokonali. Szczęśliwi oboje, łapki uściskali. Kompromis każdemu bardzo się opłacił bo wszyscy zyskali, zatem nikt nie stracił.
W pewnej wiosce, wieść tak niesie Chodził dziad, co mieszkał w lesie Nosił szare, długie szaty Nie był więc to strój bogaty Gdy na rynku sobie siadał Z dziadem nikt, a nikt nie gadał Choć sam miły dla każdego Brak dla niego życzliwego
Dziad uśmiechem witał ludzi Lecz obawę i lęk budził Nigdy zatem nie miał gości Ale dziada to nie złości
Wioska była tu posażna Przydarzyła się rzecz straszna Zaginęły wszystkie krowy Odmówiło ludziom mowy Chłopi snuli już domysły Może krowy same prysły? Albo inna jest przyczyna Dziada może jest to wina?
Wieś zebrała się w stodole Sołtys poci się na czole: – Trzeba radzić gospodarze! Co tu robić? Niech ktoś wskaże! – Spytać dziada, niech on gada! Sugeruje tak gromada I z zebrania im wynika Trzeba wysłać posłannika
Lecz pytanie zaraz pada: – Który miły był dla dziada? Który chłop się tak odważy? Niech nie skrywa swojej twarzy
Elwin, chłop co krów miał osiem Rzeknie – Bo to, jest pokłosiem Arogancji, naszej buty Ja sumienia mam wyrzuty! Z rana ruszę więc rowerem Ale nie chce być frajerem Będę kajać się swą winą Wezmę jadło, wezmę wino
Elwin strasznie siebie winił Jak powiedział, tak uczynił Szedł polami i lasami Rozglądając za krowami
Tuż pod lasem stała chata Rosła wierzba rosochata A w obejściu był porządek Czy to dziada jest majątek? O płot stary oparł rower Zdjął też Elwin swój pulower Z koszem do drzwi dziada puka Nie otwiera, więc go szuka
Obszedł teren dookoła Na podwórzu jest stodoła A w niej wrótnia, wpół otwarta Stara, z drewna i obdarta Gdy uchylił Elwin wejścia Patrzy wewnątrz – nie ma przejścia Pełno zwierząt, na bogato Są radosne i jest lato
Sarny, dziki i zające Wszystkie skaczą tu po łące Boćki, żabki, nawet pawie Takie wolne na tej trawie
Jest zielono, jest bajecznie Elwin mógłby żyć tu wiecznie Dech zaparło mu z wrażenia Miejsce dobre do godzenia Do kajania się przed dziadem Poczęstuje go obiadem Dzięki Bogu! – ręce składa Bo już widzi Elwin dziada
Lecz wygląda on inaczej Białe szaty ma dziś raczej I kapelusz z motylami Co się błyszczy cekinami Elwin pytań ma tak wiele Co u dziada się tu dzieje? Skąd się wzięła ta kraina? Duka Ewin, język spina:
– Ze wsi, krowy, one, Panie… U nas pusto jest na sianie Puste nasze są stodoły Poszły krowy, poszły woły!
Dziad stojący pod drabiną Ze spokojną całkiem miną Teraz podniósł prawą rękę Rzeknie, kończąc tę udrękę: – Wejdź Elwinie, tam na górę Po drabinie, aż pod chmurę Tam zobaczysz mój Elwinie Krowy, byki, nawet świnie
– Ale czemu są u Ciebie? Elwin jeszcze czegoś nie wie I przyczyny nie znajduje Dziada więc się dopytuje: – Czy dawanie mleka złości? Skoro krowy Ty dziś gościsz Może wina gospodarzy? O wolności krowa marzy?
Kiwną głową dziad wesoło: – Sam rozejrzyj się wokoło Każdy drogę swą wybiera Każdy owoc życia zbiera….
Czy zrozumiał Elwin dziada? Pytać dalej nie wypada Razem siedli na murawie Odpoczęli przy potrawie Do wsi wrócił na piechotę Boso przejść się miał ochotę Elwin dziada nie ocenia O wyglądzie pogląd zmienia