Kategorie
Bajki

Na pchlim targu

Krecik z Kowalichy, o imieniu Kazik,
do kopania domu kupił sobie łazik.
Tunel narysował, wyjął też łopaty,
chętnie się zabiera do budowy chaty.

W kilka dni przekopał długie korytarze.
Na kwaterkę spojrzał: – No, o takiej marzę!
Na pchli targ więc ruszył po meble do chaty,
targiem zbijał ceny, bez zbędnej debaty.

Starego kredensu od pchełki zapragnął.
Jednak nim przepłacił, krecik się ogarnął.
Bo kredens kosztował aż cztery pięćdziesiąt,
a Kazik miał tyle na calutki miesiąc:

– Za kredens dać mogę jedynie dwa złote.
Nie zmuszaj mnie Pani bym zmienił robotę!
Opuszcza więc pchełka na złotówek cztery.
– Nie bądź Pani żyła – wali Kazik szczery.

– Kredens ma historię proszę Pana starą.
Pchełka nie chce spuścić więcej żadną miarą.
Musi krecik straszyć: – Pójdę do innego!
Dokonam zakupu niechybnie lepszego!

Czy pchełka ma wybór? Głowi się i duma:
– Jak dla Pana będzie trzy pięćdziesiąt suma.
– Mogę dać trzy złote inaczej odchodzę.
W dalszy targ już z Panią, raczej ja nie wchodzę.

Krecik symuluje, krok do przodu robi.
Pchełka daje wiarę i kredens sposobi:
– Dobrze, bierz Pan kredens, niech ci mebel służy.
Krecik promienieje, teraz się nie burzy.

Targ dobiega końca. Cudu dokonali.
Szczęśliwi oboje, łapki uściskali.
Kompromis każdemu bardzo się opłacił
bo wszyscy zyskali, zatem nikt nie stracił.

SPIS TREŚCI

Kategorie
Bajki

Kotek

Wskoczył kotek raz na płotek
W stawie widzi parę płotek
Rybki smaczne na śniadanie
Dziś u kota mają branie

On nie łapał jeszcze rybek
Obcy kotu jest narybek
Czy udane będą łowy?
Pochowały ryby głowy

Ale kotek sprytne zwierzę
Za łowienie już się bierze
Pacnął łapką razy kilka
Złapie rybkę, jeszcze chwilka

Ryby śmieją się z koteczka
I uciekły do dołeczka,
Który w stawie jest ich domem
Kot jest tylko amatorem!

Kotek liczył na wygraną
Nie pogodził się z przegraną
Zanurkował szybko w stawie
Więc zrobiło się ciekawie

Chwycił płotkę jedną, drugą
Już ucieka, daje w długą
Na nic były rybek drwiny
Kot nie lubi cudzej kpiny!

SPIS TREŚCI

Kategorie
Bajki

Magiczna bransoletka

Na bazarku raz w południe
Zimą, słonko świeci cudnie
Siedzi babcia z drobiazgami
Nie przejmując się mrozami

Przechodziła tam dziewczynka
Co na imię ma Balbinka
Z mamą wraca już z apteki
Bo potrzebne były leki

U Balbinki uczulenie
Straszne dla niej utrapienie
Gdy wyciera nos w chusteczkę
Zobaczyła staruszeczkę

Szybko sięga do kieszonki
Po monetę, do skarbonki
Dla staruszki, tej z bazaru
Ta, udziela słów jej paru:

– Dobre dziecko masz serduszko
Bo przejmujesz się staruszką
Masz w nagrodę tu podarek
I opuszcza już bazarek

Ucieszyła się Balbinka
To, tak jakby walentynka
Chowa prezent od staruszki
Idzie z mamą kupić gruszki

Gdy Balbinka jest już w domu
To nie mówiąc nic nikomu
Leci szybko na kozetkę
I wyciąga – bransoletkę

Dziecko wkłada ją na rączkę
Lecz zasypia, ma gorączkę
We śnie widzi tę staruszkę,
Która świeci jej serduszkiem

Z bransoletki, tym czerwonym
Pięknie srebrem ozdobionym
Dziecko sięga po kamyczek
Bo tu błyszczy się promyczek

Tak jak w słońcu ziarnko piasku
Cały pokój jest też w blasku
A przy łóżku siedzi mama
I gorączkę studzi sama

Głaszcze córkę po serduszku
A tu – nie ma nic na brzuszku!
Ani jednej krostki małej!
Ku radości niebywałej

Bo zniknęło uczulenie
Nieodparte jest wrażenie,
Że to sprawa bransoletki
Nie potrzebne już tabletki

Trzeba tutaj jeszcze dodać
Dobro musi się podobać
Dobro zawsze się opłaca
Do dobrego, dobro wraca

SPIS TREŚCI

Kategorie
Bajki

Echo

Nie ma mrozu, świeci słońce
Dzieci bawią się na łące
Może nie jest idealnie
Ale dzieciom jest dziś fajnie

Bo za pasem są już święta
O nich każdy z nas pamięta
Lecz w tym roku jest pandemia,
A to całkiem święta zmienia

Dziś musimy zostać w domu
Nie na rękę to nikomu
Nie odwiedzi Krysia babci
Krysia jęczy – no i masz Ci!

Masz ci babo taki placek
Krysię poparł nawet Wacek,
Który w domu siedział chętnie
I w laptopie grał namiętnie

Lecz zmęczony jest już Wacek
I popiera go też Jacek
Chcą na święta jechać chłopcy
Termin „lockdown” jest im obcy

Bo świąt nie ma bez rodziny
Smutne góry i niziny
Dzieci nie chcą siedzieć w domu
Więc wychodzą po kryjomu

I się bawią na swej łące
Kombinują małe brzdące
Jak wirusa tu pokonać
Do odejścia go przekonać

Mówią więc do swojej mamy
– Wirusowi się nie damy!
Rozbroimy go uśmiechem
I zniszczymy drania echem!

Dziś na łące głośno krzyczą
Do dziesięciu wszyscy liczą
Echo goni już wirusa
I przegania tak nygusa!

SPIS TREŚCI

Kategorie
Bajki

Zaginione krowy

W pewnej wiosce, wieść tak niesie
Chodził dziad, co mieszkał w lesie
Nosił szare, długie szaty
Nie był więc to strój bogaty
Gdy na rynku sobie siadał
Z dziadem nikt, a nikt nie gadał
Choć sam miły dla każdego
Brak dla niego życzliwego

Dziad uśmiechem witał ludzi
Lecz obawę i lęk budził
Nigdy zatem nie miał gości
Ale dziada to nie złości

Wioska była tu posażna
Przydarzyła się rzecz straszna
Zaginęły wszystkie krowy
Odmówiło ludziom mowy
Chłopi snuli już domysły
Może krowy same prysły?
Albo inna jest przyczyna
Dziada może jest to wina?

Wieś zebrała się w stodole
Sołtys poci się na czole:
– Trzeba radzić gospodarze!
Co tu robić? Niech ktoś wskaże!
– Spytać dziada, niech on gada!
Sugeruje tak gromada
I z zebrania im wynika
Trzeba wysłać posłannika

Lecz pytanie zaraz pada:
– Który miły był dla dziada?
Który chłop się tak odważy?
Niech nie skrywa swojej twarzy

Elwin, chłop co krów miał osiem
Rzeknie – Bo to, jest pokłosiem
Arogancji, naszej buty
Ja sumienia mam wyrzuty!
Z rana ruszę więc rowerem
Ale nie chce być frajerem
Będę kajać się swą winą
Wezmę jadło, wezmę wino

Elwin strasznie siebie winił
Jak powiedział, tak uczynił
Szedł polami i lasami
Rozglądając za krowami

Tuż pod lasem stała chata
Rosła wierzba rosochata
A w obejściu był porządek
Czy to dziada jest majątek?
O płot stary oparł rower
Zdjął też Elwin swój pulower
Z koszem do drzwi dziada puka
Nie otwiera, więc go szuka

Obszedł teren dookoła
Na podwórzu jest stodoła
A w niej wrótnia, wpół otwarta
Stara, z drewna i obdarta
Gdy uchylił Elwin wejścia
Patrzy wewnątrz – nie ma przejścia
Pełno zwierząt, na bogato
Są radosne i jest lato

Sarny, dziki i zające
Wszystkie skaczą tu po łące
Boćki, żabki, nawet pawie
Takie wolne na tej trawie

Jest zielono, jest bajecznie
Elwin mógłby żyć tu wiecznie
Dech zaparło mu z wrażenia
Miejsce dobre do godzenia
Do kajania się przed dziadem
Poczęstuje go obiadem
Dzięki Bogu! – ręce składa
Bo już widzi Elwin dziada

Lecz wygląda on inaczej
Białe szaty ma dziś raczej
I kapelusz z motylami
Co się błyszczy cekinami
Elwin pytań ma tak wiele
Co u dziada się tu dzieje?
Skąd się wzięła ta kraina?
Duka Ewin, język spina:

– Ze wsi, krowy, one, Panie…
U nas pusto jest na sianie
Puste nasze są stodoły
Poszły krowy, poszły woły!

Dziad stojący pod drabiną
Ze spokojną całkiem miną
Teraz podniósł prawą rękę
Rzeknie, kończąc tę udrękę:
– Wejdź Elwinie, tam na górę
Po drabinie, aż pod chmurę
Tam zobaczysz mój Elwinie
Krowy, byki, nawet świnie

– Ale czemu są u Ciebie?
Elwin jeszcze czegoś nie wie
I przyczyny nie znajduje
Dziada więc się dopytuje:
– Czy dawanie mleka złości?
Skoro krowy Ty dziś gościsz
Może wina gospodarzy?
O wolności krowa marzy?

Kiwną głową dziad wesoło:
– Sam rozejrzyj się wokoło
Każdy drogę swą wybiera
Każdy owoc życia zbiera….

Czy zrozumiał Elwin dziada?
Pytać dalej nie wypada
Razem siedli na murawie
Odpoczęli przy potrawie
Do wsi wrócił na piechotę
Boso przejść się miał ochotę
Elwin dziada nie ocenia
O wyglądzie pogląd zmienia

SPIS TREŚCI