Piękny łabędź, nad zalewem,
w cieniu schronił się pod drzewem.
A na dębie gawron siedzi
i łabędzia ruchy śledzi.
Niczym z sądu jakiś sędzia,
z góry patrzy na łabędzia.
Tyle wdzięku ma i gracji!
Poczuł gawron moc frustracji.
Nie mógł oprzeć się zazdrości,
własna czarń na piórach złości.
– Jak łabędzia upokorzyć?
– Może z bieli go zuboży?
W liściach z grilla popiół leży.
Idealna czerń dla pierzy.
Gawron wkręca więc łabędzia,
że upuścił w dół żołędzia
i ze skrzydła czarnym piórem,
pokazuje liści górę:
– Sam nie sięgnę z gałązeczki.
Spójrz łabędziu, tak w listeczki.
Z dołu łabędź widzi świetnie
i pomagać jest szlachetnie.
Zanurkował więc jak nurek,
tracąc biel i blask swych piórek.
Śladu nie ma po żołędziu.
Popiół został na łabędziu!
Gawron śmiechem zdziera gardło
i odpłaca się pogardą.
Lecz przez swoją nieuwagę,
szybko traci równowagę
i z gałęzi z hukiem leci.
Teraz jego skrzydło szpeci.
Leży bowiem połamany,
swą zazdrością pokonany.
Łabędź dawno po kąpieli,
dalej słynie ze swej bieli.