Kochałam pana bez opamiętania
Na śmierć, na zabój i tylko waćpana
Pan byłeś głuchy, do tego daleko
Drżałam z tęsknoty z medyka opieką
Serce nie sługa, z miłości wciąż mdlało
Tak tego ciepła pańskiego mi mało
Gorące usta moczone w burbonach
Czułam, że jestem już w pańskich ramionach
Myślałam – spełnię najdziksze marzenia
W czułym uścisku i sztywna z wrażenia
Niestety, tkwiłam w objęciach grabarza
Zmarłam z miłości, w poezji się zdarza