W pewnej wiosce, wieść tak niesie
Chodził dziad, co mieszkał w lesie
Nosił szare, długie szaty
Nie był więc to strój bogaty
Gdy na rynku sobie siadał
Z dziadem nikt, a nikt nie gadał
Choć sam miły dla każdego
Brak dla niego życzliwego
Dziad uśmiechem witał ludzi
Lecz obawę i lęk budził
Nigdy zatem nie miał gości
Ale dziada to nie złości
Wioska była tu posażna
Przydarzyła się rzecz straszna
Zaginęły wszystkie krowy
Odmówiło ludziom mowy
Chłopi snuli już domysły
Może krowy same prysły?
Albo inna jest przyczyna
Dziada może jest to wina?
Wieś zebrała się w stodole
Sołtys poci się na czole:
– Trzeba radzić gospodarze!
Co tu robić? Niech ktoś wskaże!
– Spytać dziada, niech on gada!
Sugeruje tak gromada
I z zebrania im wynika
Trzeba wysłać posłannika
Lecz pytanie zaraz pada:
– Który miły był dla dziada?
Który chłop się tak odważy?
Niech nie skrywa swojej twarzy
Elwin, chłop co krów miał osiem
Rzeknie – Bo to, jest pokłosiem
Arogancji, naszej buty
Ja sumienia mam wyrzuty!
Z rana ruszę więc rowerem
Ale nie chce być frajerem
Będę kajać się swą winą
Wezmę jadło, wezmę wino
Elwin strasznie siebie winił
Jak powiedział, tak uczynił
Szedł polami i lasami
Rozglądając za krowami
Tuż pod lasem stała chata
Rosła wierzba rosochata
A w obejściu był porządek
Czy to dziada jest majątek?
O płot stary oparł rower
Zdjął też Elwin swój pulower
Z koszem do drzwi dziada puka
Nie otwiera, więc go szuka
Obszedł teren dookoła
Na podwórzu jest stodoła
A w niej wrótnia, wpół otwarta
Stara, z drewna i obdarta
Gdy uchylił Elwin wejścia
Patrzy wewnątrz – nie ma przejścia
Pełno zwierząt, na bogato
Są radosne i jest lato
Sarny, dziki i zające
Wszystkie skaczą tu po łące
Boćki, żabki, nawet pawie
Takie wolne na tej trawie
Jest zielono, jest bajecznie
Elwin mógłby żyć tu wiecznie
Dech zaparło mu z wrażenia
Miejsce dobre do godzenia
Do kajania się przed dziadem
Poczęstuje go obiadem
Dzięki Bogu! – ręce składa
Bo już widzi Elwin dziada
Lecz wygląda on inaczej
Białe szaty ma dziś raczej
I kapelusz z motylami
Co się błyszczy cekinami
Elwin pytań ma tak wiele
Co u dziada się tu dzieje?
Skąd się wzięła ta kraina?
Duka Ewin, język spina:
– Ze wsi, krowy, one, Panie…
U nas pusto jest na sianie
Puste nasze są stodoły
Poszły krowy, poszły woły!
Dziad stojący pod drabiną
Ze spokojną całkiem miną
Teraz podniósł prawą rękę
Rzeknie, kończąc tę udrękę:
– Wejdź Elwinie, tam na górę
Po drabinie, aż pod chmurę
Tam zobaczysz mój Elwinie
Krowy, byki, nawet świnie
– Ale czemu są u Ciebie?
Elwin jeszcze czegoś nie wie
I przyczyny nie znajduje
Dziada więc się dopytuje:
– Czy dawanie mleka złości?
Skoro krowy Ty dziś gościsz
Może wina gospodarzy?
O wolności krowa marzy?
Kiwną głową dziad wesoło:
– Sam rozejrzyj się wokoło
Każdy drogę swą wybiera
Każdy owoc życia zbiera….
Czy zrozumiał Elwin dziada?
Pytać dalej nie wypada
Razem siedli na murawie
Odpoczęli przy potrawie
Do wsi wrócił na piechotę
Boso przejść się miał ochotę
Elwin dziada nie ocenia
O wyglądzie pogląd zmienia
4 odpowiedzi na “Zaginione krowy”
Ta bajka jest i bardzo piękna i bardzo mądra.
Niby bajka, a taka życiowa przypowieść. Super!
Majstersztyk, wyrazy uznania dla autorki 😃
Super 🤩🥰😘